W innym stanie, Jukatanie
Yucatán — ważne informacje
Nadszedł ten dzień, w którym miałem zobaczyć jeden z siedmiu cudów świata nowożytnego tj. Piramidę Chichén Itzá w stanie Jukatan.
Zanim jednak przejdziemy do głównej atrakcji, muszę przekazać Wam parę ważnych informacji. Każdy turysta zobowiązany jest mieć ZAWSZE przy sobie paszport oraz kartę migracyjną, która została dołączona do naszego paszportu podczas odprawy.
W takim kraju, jak Meksyk jest to kwestia dość sporna, bo raczej nikt nie chciałby zostać okradziony z tak ważnego dokumentu setki kilometrów od ambasady polskiej. Lepiej mieć zawsze przy sobie w telefonie, po prostu zdjęcie paszportu z naszymi danymi, stronę z pieczątką wizową wjazdu do Meksyku oraz karty migracyjnej, zaoszczędzimy wtedy nieprzyjemnych sytuacji w razie zagubienia.
Przypomnę, że ambasada Polski znajduje się najbliżej w Mexico-City, lecz możemy również skorzystać z ambasady innego kraju członkowskiego Unii Europejskiej w razie poważnego zdarzenia.
Kontrola stanów
Zacznijmy od tego, że Meksyk dzieli się na stany, tak samo, jak pobliskie USA.
Na granicy stanów meksykańskich stróżuje specjalny oddział tzw. Policji stanowej, która w każdej chwili może zatrzymać autokar przekraczający granicę lub też zwykłego człowieka z prośbą legitymacji i okazania karty migracyjnej, dlatego bądźcie gotowi na każdą ewentualność. Każdy pojazd, który nie zatrzyma się w porę do kontroli, w najgorszym przypadku może nieźle oberwać, bo panowie policjanci wyposażeni są w niemały sprzęt o stosunkowo dużym kalibrze, lecz w najlepszym przypadku osoby takie czeka tłumaczenie się na komisariacie.
Tania wycieczka na Jukatan
Wycieczkę do Chichén Itzá znalazłem jeszcze w Polsce za ok. 120 złotych za osobę, wykupiłem ją u lokalnego organizatora, a prowadzenie wycieczki odbywało się równocześnie w języku angielskim oraz hiszpańskim.
Przewodnik wydawał się niezwykle podekscytowany i utalentowanym językowo, ponieważ w ułamku sekundy z języka hiszpańskiego nagle przechodził na angielski, co nie rzadko wywoływało szok wśród pasażerów, którzy nie zdążyli dosłyszeć ostatnich słów w pierwszym języku, a przewodnik już mówił w kolejnym.
Jego osoba zrobiła na wszystkich piorunujące wrażenie, szczególnie dlatego, że posiadał on nie małą wiedzę i był w stanie wytłumaczyć zwyczaje dawnych ludów, numerologie, medycynę majów i przeznaczenie słynnego zabytku, do którego zmierzaliśmy. Nie bez przyczyny nasz przewodnik był w stanie tak energicznie i precyzyjnie prowadzić przebiegiem wyprawy.
Migotanie mistycznego kaktusa
Meksyk od dawien dawna był krajem, gdzie używki i mistyczne napary były nierozerwalną częścią życia tutejszych plemion. Jednym z nich był magiczny kaktus o nazwie peyotl.
Jego nazwa w języku nahuatl, drugim najczęściej używanym języku zaraz po hiszpańskim, oznacza migotanie, czego przyczyną jest pewnie specyficzne działanie na człowieka jednej z jego substancji, a dokładniej odurzające.
Jazgrza Williamsa, bo tak brzmi nazwa naukowa tego sukulenta, jest bardzo interesującą rośliną, ponieważ wywołuje u człowieka wyostrzenie wszystkich zmysłów do niewyobrażalnych granic. Każdy szelest, każdy mały przedmiot, którego wcześniej nie zauważaliśmy, a nawet owad, wszystko, co dzieje się dookoła, jest kilkukrotnie bardziej odczuwalne oraz wytężone niż kiedykolwiek.
Nasz przewodnik zamienił się na kilka godzin w supermana, który był w stanie wypatrzeć kroplę naszego potu na czole, kiedy byliśmy testowani z zapamiętanej wiedzy, którą starał się nam przekazać w trybie ekspresowym.
Kaktus jest dla nas pewnego rodzaju kuszącą okazją, odradzam jednak takich eksperymentów, ponieważ nie każdy z nich jest bezpieczny w spożyciu, niektóre z nich, a w szczególności rosnące na niewłaściwej glebie mogą wywołać paskudne problemy żołądkowe.
Ja odpuściłem sobie takie używki. Dokładny opis jego działania przedstawiła nam jedna z przewodniczek, która miała okazję spróbować, jak działa i co robi z naszym organizmem. Zresztą, po co komu używki, jak w Meksyk samym sobą dostarcza nam multum różnorodnych atrakcji, nieprzewidywalnych sytuacji i niezapomnianych wrażeń każdej spędzonej tam minuty.
Przestroga przed kłamliwymi sprzedawcami
Chciałem każdego z was przestrzec przed cwaniactwem i oszustwami, z jakimi musimy zmierzyć się w Meksyku. W wycieczkowym autokarze okazją do szybkiego zarobku i wyciskania pieniędzy z niedoinformowanych turystów była zmyślona nagła epidemia komarów na Jukatanie, których ukąszenie może skutkować śmiercią.
SPECJALNIE dla nas, mieli w sprzedaży najsilniejsze preparaty na komary. Nic niepodejrzewający turyści, na których składało się 80% mieszkańców USA i wysp do nich należących, wnet rzucili się do zakupu replementów z nadzieją na bezpieczną podróż, ale na mnie już takie sztuczki nie działają.
Nie pierwszy raz spotkałem się z takim kombinatorstwem. Żeby tego było mało, biuro wycieczek zabrało nas do „specjalnego” ośrodka, gdzie szaman oczyszczał każdego ze złej energii za „drobną opłatą” kilkudziesięciu dolarów. Obok chaty szamana znajdował się nowoczesny sklep, a na nim obsydianowe, mistyczne kamienie[1]. Miały one magiczną moc.
MOC WYPŁUKIWANIA PIENIĘDZY Z KIESZENI NAIWNYCH TURYSTÓW.
Docieramy na miejsce, a naszym przewodnikiem zostaje rdzenny autochton, niski i bardzo interesujący maj, którego majańskie imię mogłoby nie zmieścić się w połowie linijki tego tekstu.
W miejscu, gdzie możemy dziś podziwiać piramidę, niegdyś znajdowała się tylko dziko porośnięta dżungla i nic poza tym. W 455 roku dotarło tutaj plemię Itza, które skuszone odnalezioną w pobliżu studnią krasową i wizją łatwego dostępu do pitnej wody, założyło swoją osadę nazywając ją Chi Chen Itza, co w wolnym tłumaczeniu znaczy Usta Studni plemienia Itza. Osada bardzo szybko zamieniła się w tętniące życiem miasto, z bogatą architekturą.
Cały kompleks Chichén Itzá oferuje nam wiele ciekawych budowli, są w nich Piramida Wenus, Świątynia tysiąca kolumn, która naprawdę ma tyle kolumn, kilka świątyń i boisko do gry. Tutaj w Chichén Itzá można podziwiać największe i najlepiej zachowane majańskie boisko do gry w piłkę, czyli Pelote[4].
Czym jest piramida Chichén Itzá?
Każdy, kto nie miał wcześniej styczności z kulturami Ameryki Środkowej, pomyśli, że to kolejny kolos cywilizacyjny na miarę piramid egipskich, które górują nad pustynią faraonów. Nic podobnego.
Przyznam szczerze, że wcześniej nie miałem pojęcia, że patrzę na coś takiego perfekcyjnego, a jego tajemnica zmotywowała mnie do pogłębiania informacji o kulturze Mezoameryki i innych cywilizacji, które prawdopodobnie miały ze sobą kontakt i wspólny udział w stworzeniu świata starożytnego, jaki widzimy po dziś dzień, w różnych zakątkach świata.
Okazało się, że to jeden wielki kalendarz i zegar ziemski, pozwalający na precyzyjne określenie pory roku, a nawet poszczególnego tygodnia.
Chichén Itzá — kalendarz wieków
Cud architektoniczny, nie bez powodu znajduje się na liście „Siedmiu nowożytnych cudów świata”, bo to rzeczywiście cud nad cudami.
Jak człowiek nieznający koła, nieposiadający precyzyjnych danych astronomicznych może wyliczyć kąt padania światła na daną część piramidy?
Podkreślę, że piramida ma ok. 1200 lat, a w tych czasach większość ludności na ziemi nie miała wielkiego pojęcia o czasie i astronomii.
Sekret piramidy rozwiązany
Teraz spróbuję wam przybliżyć sekret Chichén Itzá
Każdy bok piramidy posiada wstęgę schodów ciągnących się od dołu do samej góry, jest ich dokładnie 91 na każdej ze stron, co po pomnożeniu daje nam 364.
Pomyślicie pewnie: eee tam, rok ma przecież 365 dni więc co to za dokładność?!
Patrząc jednak na zachodni bok piramidy, dostrzegamy, że, mimo iż wygląda identycznie jak reszta ścian, ma jednak 92 schody, czyli jest już ich 365 sztuk. W taki sposób uzyskujemy idealną liczbę dni w roku wg naszego teraźniejszego kalendarza.
Spoglądając na każdy z boków piramidy, podzielona jest na 9 kondygnacji, w każdej z nich widoczne są kwadratowe wgłębienia. Jeśli, zmyślne okno dopatrzy się, że nie wszystkie mają tyle samo wgłębień, otrzymamy 8 kondygnacji z trzema i jedna z dwoma. Przedstawmy to w formie matematycznej:
8×3 + 1x 2 = 26
Ale przecież bok piramidy przecinają schody a po drugiej stronie mamy taką samą sytuację, czyli razem daje nam to liczby: 26×2 = 52.
Do czego pasuje ta liczba?
Tak, właśnie tak!
Tyle mamy tygodni w roku.
Każda ściana nie dość, że jest porą roku, to jest również określeniem pełnego roku w tygodniach.
Co więcej, to wskazanie ilości lat, które muszą upłynąć, aby nastał nowy toltecki cykl.
Jeśli nikt z was nie dopatrzył się jeszcze nieprawidłowości w podaniu przeze mnie pełnego roku, który wynosi według współczesnych danych dokładniej 365 dni 5 godzin 48 minut, wymusza to na nas wprowadzenie takiego czynnika jak rok przestępny. Piramida sprzed kilku tysięcy lat nie odbiega od tego standardu, bo ma 4 ściany, co odpowiada zmianie co 4 lata…
Zdziwieni ? To nie koniec.
Majańskie Pory Roku
Majowie, aby nie pogubić się w danej porze roku, musieli wymyślić także jakiś detal, który wskazywałby im naliczanie roku od początku.
Przyjrzyjcie się na zdjęcie jednej ze strony piramidy. Widać na nim wyraźnie jakąś dziwną rzeźbę u dołu. Jest to głowa węża, „pierzastego węża” – Kukulcana, strzegąca wejścia do górnej świątyni.
Ta głowa nie jest zwyczajną rzeźbą, która była wizją artysty- rzeźbiarza. Każdego roku, w czasie równonocy wiosennej i jesiennej, u stóp piramidy zbiega się tysiące turystów, którzy czekają na jedno z najbardziej ekscytujących zjawisk, czyli Zejścia Pierzastego Węża i rozpoczęcie wiosny nowego roku.
Piramida została ułożona tak precyzyjnie, że jej 17-stopniowa oś odchylenia w kierunku północno-południowych, wpuszcza promień światła, zstępujący ze schodów wprost do dolnej głowy węża, dający efekt pełzającego gada po jednej ze ścian budowli.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_%28Chich%C3%A9n_Itz%C3%A1%29#/media/Plik:ChichenItzaEquinox.jpg
Dwa kalendarze i systemy czasu
Wiedza dawnych ludów tych ziem była tak zaawansowana, że ludzie żyjący w teraźniejszych czasach ze zdumienia nie dowierzają i uznają ich za przybyszy z odległego kosmosu.
Majowie jednak nie używali tylko jednego wyznacznika czasu. Posiadali oni dwa współgrające ze sobą i nieodłączne systemy: haab związany z wpływami Azteków i tzolkin. Haab był właśnie odpowiednikiem 18 miesięcy po 20 dni w każdym z nich, zaś tzolkin posiadał 260 dni roku i pełnił funkcję sakralnej rachuby czasu.
W astronomicznym kalendarzu haab, ażeby dopełnić liczbę dni do 365, Majowie wprowadzali jeden okres 5 dniowy.
Rachubę czasu, przeliczali również na okresy zwane słońcami, które liczono za pomocą tych dwóch systemów. Tak więc, 52 haaby czyli 52 lata mnożąc razy ilość dni w każdym haabie, czyli 365, równała się liczbie 18 980 dni, co za tym idzie, kalendarz tzolkin musiał być więc jego lustrzanym odbiciem.
Jeden wiek w kalendarzu tzolkin to liczba 73 lat, mnożąc ponownie liczbę razy ilość dni w roku tzolkin, czyli 260 daje nam liczbę?
Dokładnie taką samą, tj. 18 980
Magia czasu Mezoameryki
Kalendarze zataczają wtedy mistyczny krąg, a całe liczenie dni rozpoczyna się od nowa.
Nie wiedzieć dlaczego dawne ludy, tak dobrze opanowały strategię liczenia czasu i skąd miały taką wiedzę.
Potrafili oni „określić”, jaki koniec świata następował po każdym Słońcu oraz jakiego rodzaju końca cyklu doczeka nasza cywilizacja:
„Pierwsze Słońce, Matlacatli Atl, trwało 4008 lat. Na świecie żyli wtedy giganci stworzeni przez bogów. [..] Pierwsze Słońce zostało zniszczone przez wodę. Przetrwało tylko siedem par ukrytych w jaskiniach. Tam, czekali, aż wody opadną i skończy się potop. Zaludnili oni ponownie ziemię, a ich plemiona czciły ich jako bogów […]
Drugie Słońce, Ehecatl, trwało 4010 lat. Rasa ludzka zginęła wtedy podczas wielkich huraganów, a ludzie zamienili się w małpy. […] Mężczyzna i kobieta, którzy stanęli na skale, uniknęli zagłady […]
Trzecie Słońcem, Tleyquiyahuillo, trwało 4081 lat. W tej epoce wszystko uległo zagładzie w deszczu ognia padającego z nieba i strumieniami lawy. Domy spłonęły, a ludzie zamienili się w ptaki […].
Czwarte Słońce, Tzontilic, trwało 4026 lat. Ludzie umarli z głodu po potopie ognia i krwi […].”[2]
„Nasz życie toczy się w epoce Piątego Słońca. Nazywa się je też Słońcem Ruchu, bo ruchy Ziemi przyniosą nam zagładę. Jest ono bardzo stare i zbliża się do swego kresu, dlatego trzeba podtrzymywać jego siły nowymi ofiarami , ratując w ten sposób świat.”[3]
Jedną z ciekawostek jest także to, że wnętrze piramidy nie jest wcale puste, znajduje się tam jeszcze jedna piramida o mniejszym rozmiarze. Naukowcy po przeliczeniu ilości kondygnacji, schodów i wgłębień otrzymali zatrważającą informację. To piramida określająca bieg naszego mniejszego satelity, księżyca, po nieboskłonie. Wiedza astronomiczna nie odstawała wiele od naszej XX wiecznej, a dzieliła nas MALUTEŃKA różnica…1450 lat.
Jeśli jesteś zainteresowany i głodny większej ilości informacji na temat piramid i kultury Majów to szczerze polecam lekturę „Śladami Pierzastego Węża”, którą serdecznie polecam.
Najsłynniejsza Katedra Jukatanu
W planie wycieczki znalazła się również kąpiel w cenote blisko piramidy oraz krótki przystanek w Valladolid. Znajduje się tam jeden z najbardziej rozpoznawalnych kościołów w stanie Jukatan
Słynny Iglesia de San Servatio o Gervacio z dwiema górującymi wieżami w stylu kolonialnym i idealnie posadzonymi na brzegach wież dwiema palmami, robi duże wrażenie. Dla Majów kościół może kojarzyć się z wielką wygraną nad kolonizatorami, którzy zakazali wstępu do miasta wszystkich rdzennym ludom, zaś Hiszpanii, z wielką masakrą, która dokonana została na biskupach. Kościół zburzono w 1705 roku po tym incydencie, ale po roku na nowo odbudowano go i zwrócono jego ważne, historycznie znaczenie w Valladolid. Urokliwe miasteczko oferuje dużo więcej takich zabytków, natomiast nasz czas nieubłaganie dobiegał końca. Kupując kilka ładnych pocztówek z cieszących się popularnością kościołem i nie tylko, żegnamy stan Jukatan, przemieszczając się w kierunku stanu Quintana Roo.
[1] Obsydian – najbardziej ceniony minerał dla kultury Majów. Miał dla nich wartość większą niż złoto, o mistycznych mocach.
[2] Przytoczenie Kodeksu Rios – azteckiego kodeksu obrazkowego z okresu najazdu Hiszpanów na ziemię Mezoameryki. Kodeks znajduje się dziś w Bibliotece Watykańskiej
[3] Fragment tekstu książki „Śladami Pierzastego Węża” Andrzej Kapłanek wyd. URAEUS 2000r.